Mało osób wie (a część wypiera😊 ), że Tradycyjna Medycyna Chińska ma swoje korzenie w taoiźmie, buddyzmie, ale również w… szamaniźmie.
Z taoizmu wywodzi się na przykład tzw. Teoria yin/yang czy koncept 5 elementów – gdzie do każdego elementu przyporządkowane są różne pory roku, emocje narządy (o czym więcej możecie przeczytać tutaj: link do artykułu) .
W medycynie chińskiej bardzo dobrze znany jest również koncept tzw. 6 patogennych wpływów (z ang. 6 evils) czyli tzw. Zewnętrznych Czynników patogennych, które wywierają chorobowy wpływ na nasze ciało, do których zalicza się:
Wiatr – związany z ruchem, przenoszeniem innych czynników chorobowych I zmieniającymi się objawami jak:m.in. poty, skurcze, swędzenie, objawy zmieniające pozycje, sztywność karku
Zimno – związane z Nerkami, Zimnem I elementem Wody; niszczy Yang, wyziębia, spowalnia, osłabia, objawy ulega poprawie pod wpływem ciepła, atakuje dolne plecy i kolana, powoduje biegunki
Wilgoć – wywołana przez wilgotną i zimną pogodę. Objawy to: bóle całego ciała, odczucie ciężkości w głowie, zamglenie umysłu, opluwanie plwociny, ziewanie, gorączka po południami, wymioty, bieunka.
Gorąco (powiązane z Sercem, Latem i elementem Ognia) – nszczy Yin, wysusza, powoduje zczerwienieni, niepokój, podniecenie, może prowadzić do krwawienia, występowania wysypek.
Gorąco późnego lata – charakteryzujące się wysoką gorączką, niepokojem, pragnieniem, zawrotami glowy, osłabionym widzeniem, bólami głowy, zatwardzeniem, silnym poceniem się
Suchość (związana z Płucami, Jesienią i elementem Metalu) – charakteryzuje się suchą skóra, suchymi włosami, suchymi oczami, suchymi ustami, gardłem, stolcami i małą ilością moczu i pragnieniem
Każdy z czynników potrafi się łączyć z innymi i przybierać na sile, wnikać do ciała i tam powodować kolejne syndromy jak np. Wiatr Wątroby, Ogień Wątroby, Wilgoć i Gorąco, Śluz, zespół BI itp.
Oznacza to w olbrzymim uproszczeniu, że starożytni Chińczycy uważali, że przyczyną dla wystąpienia większości chorób w naszym ciele były niedoleczone lub źle leczone choroby infekcyjne, silne emocje, które wpłynęły na odpowiednie układy narządowe osłabiając je i tworząc kolejne patologie oraz osłabiając odporność.
Oprócz tych koncepcji wcześniej w medycynie chińskiej były również inne związane bardziej z szamanizmem, czyli z wpływem na Nasze ciało GUI czyli DUCHÓW.
W książce Giovani’ego Macioci „Psyche in Chinese Medicine” przedstawione są dwie przeciwstawne energie świadomości. Jedna, SHEN, jest zdefiniowana jako lekka, jasna, rozszerzająca się forma świadomości. Druga, GUI, zdefiniowana jest jako forma świadomości ciemna, kurcząca się i oddzielająca. W starożytności ten GUI był uważany za DUCHA, który był odpowiedzialny za niektóre choroby.
Wielu najwybitniejszych chińskich lekarzy starożytności, w tym Sun Si Miao, nie tylko wierzyło w te duchy, ale także bezpośrednio odniosło się do ich istnienia w praktyce lekarskiej. Jako eksperci zarówno akupunktury, jak i ziołolecznictwa, praktykujący często praktykowali formy egzorcyzmów, w tym rytuały i zaklęcia, aby uwolnić swoich pacjentów od tych chorobotwórczych duchów. Twierdzili, że choć chorobę można wyleczyć samą akupunkturą i ziołolecznictwem, to powrót do zdrowia zostałby znacznie przyspieszony dzięki zastosowaniu tych praktyk.
Podobne ciekawostki na temat tego jak starożytni sobie wyobrażali choroby można zobaczyć również w początkach tradycyjnej medycynie japońskiej, gdzie za głównych winowajców wyobrażone sobie różne stworki, które żyją w naszych wnętrznościach (czasami żyły, jeżeli było to pasożyty😉).
Znowu za naszą zachodnią miedzą w Średniowieczu na terenie dzisiejszych Niemiec żyła benedyktynka uznana za świętą – Hildegarda z Bingen, która stworzyła cały koncept medyczny oparty na wizjach, obserwacji świata naturalnego z nutką katolicyzmu. W swojej najbardziej znanej książce „Causae et curae” (O przyczynach i leczeniu chorób) jako przyczyny chorób widziała grzechy (w tym grzech pierworodny):
„PRZEMIANA NA SKUTEK GRZECHU
Niektórzy ludzie cierpią z powodu różnych chorób, co związane jest z flegma, która występuje w nich w nadmiarze. Gdyby człowiek pozostał w raju, nie miałby w swoim ciele flegm stanowiących źródło wielu dolegliwości, bowiem jego ciało byłoby nienaruszone i pozbawione Śluzu’. Skoro jednak zgodził się na to i zaniechał czynienia dobra, stał się podobny do ziemi, która wydaje na Świat zarówno dobre i pożyteczne, jak również złe i nieprzydatne zioła oraz ma w sobie dobrą i złą wilgoć i sok.
Z powodu skosztowania zła krew synów Adama przekształciła się w truciznę nasienia, z którego spłodzeni zostali synowie ludzi.
Dlatego ich ciało jest porowate i pokryte wrzodami. Te wrzody i otwory wywołują w człowieku pewien niepokój i wilgotna parę, z której powstają flegmy. Następnie krzepną i przynoszą ludzkiemu ciału różne choroby. Pochodzą one od tego pierwszego zła, które jako pierwszy zaczął czynić człowiek, bowiem gdyby Adam pozostał w raju, miałby najmilsze zdrowie (odpowiednio) do najlepszego mieszkania, tak jak silny balsam rozsiewa najlepszy zapach. Ale zamiast tego człowiek ma w sobie tylko truciznę, flegmy i różne choroby.”
W Środkowo-Wschodniej Europie, w tym w Polsce, przyzwyczailiśmy się, że kiedy myślimy o tradycyjnych medycynach i opisywaniu chorób w sposób ogólny czy potoczny to naszą uwagę zwracamy właśnie do takich kultur tak jak chińska czy indyjska kompletnie ignorując dorobek naszej:) Rąbka tajemnicy jak nasi przodkowie widzieli choroby ukazuje uwielbiany przeze mnie „Bestiariusz Słowiański”, gdzie różne stany chorobowe były rozważane jako wszelakie byty, które nas atakują. Długotrwałe choroby z gorączką były widziane jako „Chorobniki”, bezdech nocny to „Dusiołek”, „Grzeszk” atakował stawy i kręgosłup, choroby psychiczne to często była sprawa „Kuki”, a płaczące dziecko często były pod wpływem „Płaczki” czy „Marudy”.
Stawiam zatem humorystyczną tezę, żeby podobnie jak mówi się coraz więcej o tym, żeby jeść produkty z rejonu na którym mieszkamy, to również porozumiewać się ze specjalistami operując językiem naszych przodków. Zatem kiedy boli Cię kręgosłup i trafisz do fizjoterapeuty, osteopaty czy akupunkturzysty powiedz, że dopadł Cię Grzeszk, w nocy chodził po Tobie Gniotek albo złapałeś Wilka, a kiedy czujesz się słabo psychicznie to pewnie masz Kukę… a może Kuku na muniu?;)
Koncepcja 5 elementów to jedna z głównych teorii w medycynie chińskiej i przeze mnie najbardziej ulubiona (obok teorii yin i yang), bo uniwersalna i mająca zastosowanie w każdego rodzaju terapii od fizjoterapii, terapii manualnej, osteopatii, naturopatii po nawet coaching czy psychoterapię. Starożytni Chińczycy wymyślili cały koncept 5 elementów obserwując naturę, a następnie przełożyli to na fizjologię ciała.
I tak oto mamy:
element Wody związany z Zimą, kolorem ciemnoniebieskim lub czarnym oraz z narządami: Pęcherzem Moczowym i Nerkami,
element Drzewa, związany z Wiosną, kolorem zielonym oraz z narządami: Wątrobą i Pęcherzykiem Żółciowym,
element Ognia, związany z Latem, kolorem czerwonym oraz narządami: Sercem i Jelitem Cienkim*,
element Ziemi związany z przejściami między porami roku lub Późnym Latem, kolorem Żółtym oraz narządami Śledzioną-Trzustką i Żołądkiem,
element Metalu, związany z Jesienią, kolorem białym lub szarym i narządami: Płucami i Jelitem Grubym.
Oprócz wymienionych powiązań możemy wymienić jeszcze kilka istotnych z punktu widzenia diagnostyki.
W tym artykule nie będę wchodzić w szczegółowe opisy elementów ani w fizjologię narządów wg. medycyny chińskiej czy współzależności między elementami. Ma to przede wszystkim zastosowanie w ziołolecznictwie, dietetyce i akupunkturze. W moim przekonaniu tym, co najbardziej się przekłada na praktykę u każdego specjalisty pracującego z pacjentem, jest odkrycie jaki jest główny element danej osoby, a co za tym idzie – zrozumienie jakie emocje u niej dominują, na czym jej zależy, jakie układy w ciele mogą być bardziej w związku z tym obciążone, narządy zmysłu, a także tkanki.
J.R. Worsley, twórca szkoły akupunktury wg 5-elementów w Europie, żeby przydzielić daną osobę do konkretnego elementu zwracał uwagę na kolor, który był widoczny na twarzy, na zachowanie, sposób w jaki osoba mówi (a nawet jej zapach).
Odnosząc się do obserwacji kolorów na twarzy warto temat lekko rozwinąć. Szukając 5 kolorów na twarzy, szukamy czegoś co jest w „tle”. Nie chodzi o to, że twarz jest żółta -> to świadczy o żółtaczce i jest chorobą wątroby i pęcherzyka żółciowego, ani, że twarz jest czerwona -> to znowu może świadczyć o nadciśnieniu, ani blada -> co może świadczyć o tym, że osoba jest po prostu zmęczona. Chodzi bardziej o pewne skojarzenie z kolorem, które od razu nam się rzuca w oczy… nazwijmy to aurę.
Element drzewa
Wyobraźmy sobie siłę z jaką na Wiosnę zamarznięte rośliny zbierają całą skumulowaną w sobie energię by wypuścić pędy i liście, które przebijają zamarzniętą powłokę ziemi. Jest z tym ruchem związana eksplozywna dynamika, która jest właśnie charakterystyką ludzi z przemiany Drzewa. Ludzi tego elementu charakteryzuje donośny głos (wręcz czasami krzykliwy), ostry wzrok, często są wysportowani, mają potrzebę bycia cały czas w ruchu, a budowę ich ciała można określić jako „ścięgnistą” .
Z książki Nory Franglen „Five Element Practice”: „Drzewo lubi kroczyć naprzód, jego naturą jest działanie, tam czuje się najbardziej w domu, zaś każda restrykcja jego ruchów będzie przeciwstawiona ekspresji emocji w postaci złości. Ta emocja może zamienić się we frustrację, jeżeli jego naturalny wigor zostanie zblokowany w jakikolwiek sposób – tak jak odpowiada na supresję energii dziecko, które musi siedzieć w domu, kiedy jego koledzy wołają je by wyszło na dwór się z nimi pobawić.
Drzewo sprawia, że na naszej twarzy pojawiają się odcienie zielonkowatości, a jego zapach to woń świeżej wegetacji. Jego głos podkreśla potrzebę kontroli. Nazywamy to krzykiem i gdzieś w głębi tego głosu zawsze słyszymy człowieka, który chce panować nad sytuacją. „
Element drzewa w patologii
Trudności w podejmowaniu decyzji
Osoba nadmiernie kontrolująca – siebie i innych
Bóle głowy (skroniowe), czubka głowy, potyliczne
Wzmożone napięcie mięśni
Bruksizm
Sztywność ciała
Brak wizji przyszłości
Tłumienie złości lub nadmierna jej ekspresja
Nadciśnienie tętnicze
Gdy drzewo jest zbalansowane:
Świetnie planuje i realizuje
Chętnie podejmuje decyzje
Kreatywny
Używa złości jako siły napędowej
Wizjoner
Aktywny fizycznie
Lider
Jak to się przekłada na terapię?
Takie osoby mogą mieć problemy z układem ruchu związane z nadaktywnością (naderwania mięśni, zapalenie rozcięgna podeszwowego itp.), ból szyi i karku i zablokowaną przeponę oraz problemy wisceralne ze strony wątroby i pęcherzyka żółciowego.
Jak z takimi osobami się komunikować?
Takie osoby potrzebują mieć jasny i konkretny plan działania. Raczej nie lubią być dotykane, chcą wrócić do ćwiczeń i bycia aktywnymi – to jest dla nich najważniejsze.
Element ognia
Wyobraźmy sobie jak przyroda osiąga swoje maksimum w Lecie – wszystko kwitnie, a dookoła roi się od owadów. Jest to czas maksymalnej ekspresji w naturze w ciągu roku i tacy są też ludzie elementu Ognia – bardzo ekspresyjni (chociaż nie zawsze). Zazwyczaj są to osoby, które lubią być w centrum zainteresowania i potrafią zgromadzić wiele osób wokół siebie. Można powiedzieć, że ludzie dookoła grzeją się przy ich cieple. Kolor, którego będziemy szukali u tych osób na twarzach to czerwień, a głos to śmiech. Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że często są to osoby, na które nie potraficie się gniewać… wystarczy, że je spotkacie i zapominacie, o co się pokłóciliście.
Element Ognia w patologii
Smutne
Samotne
Nieśmiałe
Lękliwe
Depresyjne
Nadaktywne ruchowo i seksualnie
Mogą mieć trudności w nawiązywaniu znajomości
Cierpią na bezsenność
Mogą chorować na choroby układu krążenia
Element ognia w równowadze
Osoba ciepła i towarzyska
Empatyczna
Radosna
Uśmiechnięta
Dzieli się z innymi swoim ciepłem, często udziela się charytatywnie
Jak to się przekłada na terapię?
Bardzo często u takiej osoby trzeba usprawnić układ krążenia pracując na klatce piersiowej i przeponie.
Jak się z taką osobą komunikować?
To są osoby, które są bardzo ciekawe świata, naturalnie optymistyczne. Często chcą Ciebie poznać, porozmawiać o ciekawych ideach i się pośmiać. Dla takiej osoby będzie bardzo ważne, żeby wizyta oprócz skuteczności miała dobrą atmosferę.
Elementy Ziemi
Osoby typu Ziemia to chodzące układy pokarmowe – lubią jeść i innych obdarowywać jedzeniem. Pożywienie jest dla nich najważniejsze i sprawia im ogromną radość. Potrafią być to zarówno osoby dobrze zbudowane jak i z „brzuszkiem”, niemniej w obydwu przypadkach widać u nich pod spodem silne mięśnie. Głos takich osób często może się nam kojarzyć ze śpiewem. Kolorem dominującym na twarzy jest kolor żółty.
Nora Franglen: „Ziemia ukazuje się na naszej twarzy jako kolor bladożółty, w naszym głosie jako śpiewny ton, jak mama śpiewająca dziecku kołysankę do snu i nad naszym ciałem jako słodki zapach. Jego dominującą emocją jest zrozumienie i empatia. Ma zdolność do odczuwania razem z nami, sympatii w oryginalnym sensie tego słowa. Zbalansowana, będzie miała głęboką empatię na ból innych taki, jaki ma matka doświadczająca wszystkich smutków i wzniosłych chwil swojego dziecka.”
Element Ziemi w patologii
Obsesyjne zamartwianie się
Osoba na sobie
Może czuć niedobór, że cały czas jej czegoś brakuje (materialnie)
Może mieć zaniki mięśniowe
Mogą występować problemy z trawieniem
Ma problemy z utratą wagi, dużo kumuluje
Element Ziemie w równowadze
Dar opiekowania się innymi
Empatyczny
Dający poczucie stabilności
Troskliwy
Jak to się przedkłada na terapię?
Często u takich osób będziemy pracować na układem pokarmowym, istotne będą wskazówki dietetyczne.
Jak się z taką osobą komunikować?
Istotne jest danie perspektywy, że jej stan wcale nie jest taki zły, żeby nie miała się czym martwić. Potrafią być to też osoby silnie empatyzujące, w związku z tym może być dla nich istotne żeby wiedzieć co u Nas (terapeutów) słychać.
Element Metalu
Metal (czasami również określany jako „Powietrze”) związane jest z Jesienią, czyli czasem, kiedy po lecie rośliny i zwierzęta przygotowują się do zimowego snu. Jest z tą energią związany pewien smutek i żal i to właśnie są dominujące u tych osób emocje. Są to często osoby szczupłe i o drobnej budowie ciała. Kolorem Metalu jest biel i tego właśnie będziemy się doszukiwać na twarzy takiej osoby. Często w głosie u nich będziemy słyszeć smutek i żal. Bardzo często są to osoby skrupulatne, wręcz pedantyczne.
Element Metalu w patologii
Nad wyraz się smucą i użalają
Są depresyjne
Nie mają poczucia własnej wartości
Są wycofane emocjonalne
Nadmiernie materialne
Żyją przeszłymi stratami i niepowodzeniami
Brakuje im inspiracji
Mają problemy z układem oddechowym (astma, płytki oddech, kaszel przewlekły)
Mogą też mieć problemy skórne
Element Metalu w równowadze
Osoba wzbudzająca szacunek
Inspirująca
Dokładna
Elegancka
Akceptująca
Wspierająca
Jak to się przekłada na terapię?
Często są problemy z układem oddechowym, więc u takich osób pracuje się dużo nad uwolnieniem klatki piersiowej.
Jak się z taką osobą komunikować?
Pod żadnym pozorem nie próbować pocieszać. Można powiedzieć, że osobom elementu Metalu jest dobrze ze smutkiem – jest „ich”. Osoby „Metale” lubią konkretne informacje, a że często jest dla nich ważne to co materialne – chcą wiedzieć, ile będzie kosztować wizyta i ile wizyt będzie potrzebnych do wyleczenia (warto wiedzieć, że to dla nich ważne, bo mogą się nie spytać wprost żeby nie wyjść na materialistów).
Element Wody
Związany z Zimą i emocją strachu. To często ludzie nieustraszeni, czasami sportowcy ekstremalni lub osoby wykonujące ekstremalne prace (ratownik medyczny, strażak itp.) . Osoby elementu Wody mają duże kości (Woda związana jest z kośćmi), szerokie biodra i cienie pod oczami. Potrafią też mieć gęste, piękne włosy. Nora Franglen, uczennica Worsley’a od której ja miałem przyjemność się uczyć porównała osoby elementu Wody do strumienia, który mknie w dół góry. Napotkane przeszkody omija on i obmywa, ale nieuchronnie biegnie do celu jakim jest morze. W moim rozumieniu są to osoby, które często nie konfrontują się bezpośrednio w celu uzyskania efektu (jak element Drzewa czy Ognia), ale i tak dochodzą do celu, czasami po prostu nieco dłużej. Są to osoby bardzo ambitne, a w ich głosach często słychać strach.
„Osoby wodne próbują dopasować się do każdej sytuacji, pragnąc dostosować się do otoczenia, w którym się znajdują. W swojej elastyczności, mogą zmienić zdanie w zależności od tego, co jest od nich wymagane, dla innych mogą wydawać się niespójne, a jednak dla nich samych ta świadoma zdolność do zmiany kursu i opinii jest uspokajającym potwierdzeniem własnej zdolności do przetrwania.”
Element Wody w patologii
Osoba czuje nadmierny lęk i strach
Może czuć się zmęczona, wyczerpana
Może mieć małe libido, cierpieć na niepłodność
Może być nieufna
Może cierpień na bóle kręgosłupa i kolan
Często ma problemy z nerkami i pęcherzem moczowym
Element Wody w równowadze
Osoba mądra
Ambitna
Spokojna
Cierpliwa
Nieustraszona
Podsumowanie
Pierwsze, co przychodzi Wam do głowy po przeczytaniu tego artykułu, to pewnie myśl, że wszyscy jesteśmy przecież mieszaniną różnych cech. Oczywiście każdy z nas jest zbieraniną elementów, jednak według tej koncepcji jest w Nas jeden główny, który determinuje kim jesteśmy i jak go odnajdziemy będziemy żyć w zgodzie ze sobą, pełnią życia. Warto poznać co jest nasze, a co na przykład przejęliśmy po naszych rodzicach, przodkach lub jest związane z wpływami kulturowymi.
W dzisiejszym Świecie nauczono nas, że jest pewien idealny model człowieczeństwa, uniwersalny dla wszystkich: uprawianie dużej ilości sportu, ambicja, wygadanie, towarzyskość, wesołość, elokwencja… można tego mnożyć i mnożyć. Ludzie w pogoni za tym ideałem zatracają siebie, bo nagle się okazuje, że jest to kompletnie nie zgodne z nimi. Im lepiej poznajemy siebie tym bardziej oswajamy się z tym, jacy jesteśmy – gorsi w jednym, lepsi w czymś innym. W Świecie 5 elementów element, który jest naszym wiodącym najbardziej eksploatujemy, dlatego Drzewo powinno dbać o Wątrobę, ruch i ekspresję złości; Ziemia, żeby nie myśleć za dużo i dbać o dietę; Metal nie użalać się za dużo nad sobą oraz żeby nie popadać za bardzo w pedantyczność, żal i materializm; Woda by nie gonić za adrenaliną lub nie żyć w ciągłym strachu, a Ogień by dbać o serce i nie popadać za bardzo w ekstazę i nadaktywność (żeby się nie „spalić”).
Na koniec tylko wspomnę, że ten artykuł to jedynie muśnięcie tematu 5 elementów i konfiguracji różnych elementów w Nas. Mam jedynie nadzieje, że zainspiruje do podróży w głąb siebie i lepszego poznania osób wokół Was.
You need to add a widget, row, or prebuilt layout before you’ll see anything here. 🙂
1. ŻYCIE POZAGROBOWE
Nie ma na świecie takiej religii, której wyznawcy nie wierzyliby w życie pozagrobowe i w możliwość obcowania żywych i umarłych. Już nasi słowiańscy przodkowie wierzyli w życie po śmierci człowieka i tajemniczy świat zmarłych, rządzący się własnymi prawami. Wierzyli przede wszystkim w nadludzką wiedzę i moc zmarłych, a także w to, że mogą oni wpływać na losy żyjących ludzi. Wierzyli wreszcie, że w pewnych porach roku duchy zmarłych mają opuszczać zaświaty i niewidzialne przebywać wśród żywych albo przychodzić do nich w czasie snu.
W ten sposób, jeszcze w pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa utrwaliła się tradycja obchodów Święta Zmarłych, które po wielu zmianach terminów ustalono na okres przyjścia jesieni. Jesień jest bowiem czasem refleksji nie tylko nad umieraniem, ale i nad oczekiwaniem nowego życia, nad więzią, jaka łączy świat doczesny ze światem zmarłych.
2. ZNICZE
Jest wieczór, idę sobie uliczką na wrocławskim cmentarzu grabiszyńskim, dookoła tłumy ludzi. Część przygnieciona problemami, część w pośpiechu, żeby tylko spełnić swój „chrześcijański obowiązek”, inni zamyśleni… W koło panują emocje bardzo różne, ale to co widać przede wszystkim to łunę od zniczy, które układane są naprzeciwko cmentarnej kaplicy. Światło bijące z tych zniczy rozświetla mrok, rzuca łunę na kaplicę i stojące wokół twarze. Jest coś hipnotyzującego w tych zniczach świecących w mroku i tej tradycji znanej dobrze tylko w tej części Europy.
Skąd się wzięło palenie zniczy?
Otóż wierzono, że gdy je zapalamy to dusze zmarłych przenikają do świata żywych. Celem obrzędu było przywoływanie zmarłych, by ukoić ich cierpienie i zaspokoić podstawowe potrzeby. Rozpalano ogniska na cmentarzach i rozstajach dróg, by wskazać im właściwą drogę.
Czyż nie jest to piękne?
W dzisiejszych czasach przepełnionych światłem z elektryczności w naszych domostwach jesteśmy do niego przyzwyczajeni. Lampy samochodów, rażące telefony, telewizory to dla nas norma. Wszędzie otulamy się światłem, żeby tylko nie czuć dyskomfortu mroku. Otaczamy się światłem, bo tak bardzo boimy się ciemności.
Bo ciemność to śmierć.
3. OSWOJENIE Z CIEMNOŚCIĄ
Jako dziecko miałem wiele koszmarów.
Zdarzało się, że koszmary miałem tak wielkie, że nie byłem w stanie przejść z mojego pokoju do łazienki. Zdawało mi się, że w ciemności czyhają potwory, które mi zagrażają, która mnie zaraz napadną. Wynikało to też z przerażających realistycznych snów, których wtedy miałem mnóstwo.
Któregoś dnia powiedziałem temu dość i zacząłem się z tą ciemnością oswajać. Zaczęło się od świadomego śnienia (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to tak się nazywa), czyli wybudzania podczas snu i kontroli jego przebiegu. W późniejszych latach oswoiłem się z chodzeniem w nocy po mieście co doprowadziło nawet do sytuacji, że z przyjemnością wracałem z imprez późną nocą, żeby móc sobie pochodzić po opustoszałym mieście.
Zabrzmię jak straszny dziwak, ale uwielbiałem te powroty często bardziej od samych imprez, szczególnie jak jeszcze mogłem puścić sobie jakąś przyjemną nutkę w słuchawkach. Sprawiło to nawet w pewnym momencie, że stałem się znany z „moich angielskich wyjść” w trakcie spotkań na mieście .
Kolejnym krokiem „oswajania” było mieszkanie w domku na wsi pod Obornikami Śląskimi, gdzie jak tylko zapadał zmrok to wszystko otaczała ciemność jak całun. Jedynym światłem było światło w oknie, a dookoła mrok. Później zacząłem się odważać i wychodzić późnym wieczorem z psem na spacery do lasu, a nawet w nim nocować. Uwierzcie mi, że nie ma nic piękniejszego niż droga w lesie oświetlona księżycem w pełni…
…No właśnie…
mogę mówić tak lekko o ciemności, bo widziałem światło. Widziałem Księżyc, a jak nie widziałem to wiedziałem, że w każdej chwili mogę włączyć latarkę, a w najgorszym wypadku…przecież po nocy wstaje dzień
Żeby określić coś ciemnością to musimy też określić coś światłem.
Gdybyśmy żyli cały czas w ciemności to byśmy nie nazywali tego ciemnością, bo to byłby dla nas punkt stały; analogicznie, żeby nazwać coś dniem, musimy znać noc. Jakby dzień był cały czas i się nie zmieniał to byśmy nawet mu nie nadali nazwy…. No bo po co…
… podobnie z życiem – gdybyśmy żyli cały czas to byśmy nawet nie wiedzieli, że żyjemy (dosłownie).
Dzięki temu, że umieramy wiemy, że żyjemy.
4. CIEMNOŚĆ – JASNOŚĆ; ŚMIERĆ – ŻYCIE; YIN-YANG
Rodzimy się, wzrastamy, umieramy.
Kiedy umieramy? Według nauki w wieku około 25 lat – wtedy właśnie dobiega końca pełna dorosłość, łącznie z rozwojem układu nerwowego. Potem wszystko idzie w dół dla ludzkiego ciała.
Mi, osobiście bliższe jest stwierdzenie, który kiedyś usłyszałem i zdaje się, że jest mocno zakorzenione w buddyzmie, że w momencie przyjścia na świat zaczynamy umierać.
„Zaczynasz umierać w momencie, kiedy się rodzisz. I nie ma na to rady. Odtąd już całe życie to przekładanie talii ze śmiercią. Dlatego nie przejmuj się.” Ian Fleming, Żyj i pozwól umrzeć
5. OSWOJENIE ZE ŚMIERCIĄ
Ostatnio byłem na wyjeździe medytacyjnym w Dziadowicach (vipassana) podczas którego wielokrotnie w trakcie dnia medytowałem. W trakcie tych „posiedzeń” jednym z tematów przewodnich była walka z bólem. A raczej oswajanie się z nim. Momentem przełomowym w rozumieniu jak poradzić sobie z bólem była sytuacja, gdy zdałem sobie sprawę, że gdybym nie miał doświadczenia, że ból może być informacją, że coś jest „nie tak” z moim ciałem to być może niekoniecznie traktowałbym go jako coś tak bardzo nieprzyjemnego. No bo przecież moje pierwsze doświadczenie z bólem było pewnie jak się wywróciłem albo jak się rozciąłem itp. i zobaczyłem reakcję emocjonalą moich rodziców.
Wtedy (jak byłem mały) zacząłem kojarzyć już, że bol jest zły i zacząłem kojarzyć z nim tylko złe emocje. A co gdybyśmy nie mieli aż takiej reakcji emocjonalnej na ból? Oczywiście fizjologicznie ból jest po coś – po to, żeby nas przed czymś ostrzec albo zaalarmować nasze ciało, że coś jest nie tak. Jednak nie musimy wcale z tym wiązać takiego pokładu naszych emocji… możemy po prostu przyjąć do wiadomości, że jest i coś prawdopodobnie oznacza
Podobnie jest ze śmiercią.
Wyobraź sobie sytuacje, że od dzieciństwa jesteś zabierany na pogrzeby. Ty jesteś mały/ mała, nie rozumiesz do końca śmierci, nie zastanawiasz się nawet nad życiem… po prostu ktoś w pewnym momencie z Twojego dalszego otoczenia znika. Siadają z Tobą rodzice i tłumaczą – „widzisz kochanie, jest taki naturalny cykl, w którym się rzeczy pojawiają i znikają, ale nigdy nie znikają całkowicie. Drzewo powstaje z nasiona, wzrasta a następnie zaczyna umierać, staje się siedliskiem różnych grzybów aż w końcu staje się glebą i powstają z niego kolejne rośliny. Podobnie ze zwierzętami i ludźmi – wszystko jest cyklem narodzin i śmierci. Gdy się rodzimy to zaczynamy umierać, gdy umieramy to pojawia się kolejne życie… wiesz… „Król Lew” i te sprawy
Czy jakbyś od młodości nasiąkał/nasiąkała wizją, że śmierć to nie jest nic złego, że to naturalny proces… że bez śmierci byśmy nie potrafili żyć, to nie inaczej byś się patrzył/patrzyła teraz na świat?
Moim zdaniem oswojenie się ze śmiercią, ciemnością, samotnością, ciszą i nieznanym jest kluczowe, żeby dobrze przeżyć życie.
Czy nie byłoby lepiej dla dzieci, gdyby słuchały tego zamiast opowieści o tym, że jak będziesz dobry to pójdziesz do Nieba a jak zły to do Piekła? No bo skąd ja mam niby wiedzieć, że byłem wystarczająco dobry żeby trafić do Nieba… trochę w życiu przeskrobałem to może będzie nie wystarczająco dużo „punktów” i się nie uda… boję się… i ten strach później jest przez całe życie. Strach przed śmiercią, ciemnością, samotnością, ciszą i nieznanym.
Strach paraliżuje i zabija…
6. MÓWCA UMARŁYCH
Kiedyś chodziłem do kościoła, na pogrzeby i lubiłem te ceremonie. Miały dla mnie pewne znaczenie. Im stałem się starszy tym zaczęło mi wielu rzeczy brakować, a tym czego brakowało mi w kontekście śmierci to rozmowy o umarłym.
Klasycznie pogrzeb wygląda tak, że spotykamy się w kaplicy, ksiądz mówi kilka pochlebnych słów o umarłym (jeżeli się przygotuje ) a następnie przechodzi to robienia obrządku, mszy, co później jest jeszcze kontynuowane nad grobem.
Niestety nie poruszane są podczas pogrzebów najważniejsza zagadnienia, czyl:
jakie jest znaczenie śmierci -> po co ona jest
i przede wszystkim jakie wnioski wyciągnąć ze śmierci tej osoby.
O znaczeniu śmierci już się rozpisywałem wcześniej, więc nie będę tutaj o tym pisał i przejdę od razu do meritum – wniosków ze śmierci danej osoby.
Myślę, że dla większości nie będzie wielkim zaskoczeniem, jeżeli powiem, że my jako ludzie … uczymy się na błędach. Zazwyczaj, jeżeli się uczymy tylko na błędach swoich to… może długo potrwać zanim zmądrzejemy. Żeby ten proces przyspieszyć… bo przecież ŻYCIE MAMY TYLKO JEDNO (to którego jesteśmy świadomi w każdym razie) możemy:
Doświadczać świata bardzo szybko i bardzo intensywnie i popełniać masę błędów na których (jeżeli nie zginiemy ) to się nauczymy
Czytać i oglądać biografie, żeby zobaczyć jakie inni ludzie popełnili błędy, żeby ich nie popełniać
Rozmawiać z ludźmi i słuchać ich doświadczeń
… no i słuchać „z pierwszej ręki” o tym jak wyglądało życie znanej Ci osoby podczas pogrzebu, żeby na tej podstawie się „nauczyć”
W najlepszej wersji na pogrzebie jest tak, że jak umrze powiedzmy Zdzisiek to ksiądz i później wszyscy w trakcie stypy mówią jaki to Zdzisiek był super, do rany przyłóż, fantastyczny mąż, przyjaciel, szef, kochanek…
No, ale nikt nie mówi ,że umarł w wieku 57 lat…
… bo miał marskość wątroby…
…. Bo Był gruby…
…. I Był chamem…
… i lubił się napić i poprzeklinać…
… ale też miał dobre serce i pamiętam jak kiedyś uratował psa i chodził do kościoła co niedziele
Do czego zmierzam?
Że żeby ta opowieść o zmarłym miała wartość dla innych to powinna być szczera. I ta myśl przyszła do mnie jak czytałem „Mówcę umarłych” Orsona Scota Card’a (science fiction) gdzie główny bohater pełni zawód właśnie tytułowego Mówcy Umarłych. Mówca Umarłych to osoba, która może być wynajęta przez bliskich zmarłej osoby, żeby zrobić swego rodzaju dochodzenie na temat tej osoby i po paru miesiącach spotkać się ze wszystkimi zainteresowanymi, żeby opowiedzieć im prawdziwą historię o zmarłym – kim on naprawdę był. Jakie były jego grzeszki, występki a jakimi rzeczami się wsławił, o czym nikt nie wiedział.
Mi, osobie, która uwielbia stand up’y i tzw. „roasty” ten pomysł strasznie przypadł do gustu. Ja bym na swoim pogrzebie tak chciał – żeby ktoś opowiedział zarówno o moich dobrych jak i złych uczynkach. Jakieś to dla mnie wydaje się na maxa oczyszczające… ale to pewnie znowu kolejne moje dziwactwo.
Osobiście, uważam, że taki przekaz niesie niesamowitą lekcję dydaktyczną dla kolejnych pokoleń. I moim skromnym zdaniem mogłoby być fundamentem do tego, żeby ludzkość wzrastała – ucząc się właśnie na tych błędach i co najważniejsze…
… żeby podczas tych historii ludzie zrozumieli, że wszyscy są ludźmi, że każdy się z czymś zmaga, nie ma świętych i ideałów.
I to jest piękne.
7. NAPĘDZAJĄCY STRACH
Przy temacie śmierci i strachu przed nią warto również pokazać drugą stronę medalu. A tą drugą stroną medalu są „herosi” których znamy z ekranów telewizorów, komputerów i smartfonów, czyli sportowcy i sportowcy ekstremalni, którzy za nic mają sobie śmierć, którzy żyją pełnią życia, nie boją się śmierci itp.
Na pierwszy rzut oka, bez większego zagłębiania się w temat obraz takiej osoby to właśnie obraz człowieka, który jest pogodzony ze śmiercią, wie czym jest śmierć, czym jest życie i dzięki temu korzysta w pełni życia…. Ale…. Nie do końca.
Sportowiec ekstremalny (czego nauczyła mnie też moja kochana medycyna chińska) to jest kolejne ekstremum. Na drugim biegunie mamy osobę, która się wszystkiego boi – za ta nikt nie przepada. „Ekstremowcom” za to stawiamy pomniki…, ale przykro mi, że to powiem, oni często też są patologią
Ból, śmierć zostały stworzone po coś – to jest granica. Ból to granica, która mówi – robisz sobie krzywdę, możesz mieć problemy zdrowotne przez to, uważaj… jeżeli przegniesz to będzie Śmierć. Sportowców ekstremalnych w większości nakręca adrenalina, hormon produkowany w nadnerczach (nerki – strach – smierć – kolor czarny… przypaaaaadeeeek) – są jej nałogowcami. Dlatego w większości przypadków jak to na nałogowców przystaje – umierają, bo cały czas testują granicę między życiem a śmiercią.
Wydaje się, że najzdrowszym rozwiązaniem jest badanie swoich limitów i dobry ogląd sytuacji. Nieżywienie się strachem podczas takiego wyczynu a żywieniem się życiem, które czujemy w środku.
Tak mi się przynajmniej w teorii wydaje
8. SMIERĆ PRZEDWCZESNA
Na koniec tylko napiszę, że o śmierci można mówić i pisać w sposób zdystansowany, dopóki nie zazna się śmierci najbliższej osoby, która była Twoim całym Światem. W moim dotychczasowym życiu doświadczyłem śmierci siostry (ale byłem bardzo mały), wujka, dziadka, dwóch babci i psa… do tej pory radziłem sobie ze śmiercią dosyć dobrze. Wydaje mi się, że to przez to oswajanie się z ciemnością
Prawda jest taka, że śmierć ukochanej partnerki, partnera, dziecka, rodzica czy może nawet zwierzaka może zburzyć nawet stabilnie zbudowaną budowlę. No bo niby się przygotowujemy przez całe życie, żeby z tą śmiercią się oswajać, jednak efektem ubocznym może też być stan, w którym nabieramy dystansu do otoczenia, najbliższych. No bo jak nabierzemy dystansu to łatwiej się pogodzić z tym jak odejdą – nawet w sposób zaskakująco nagły. Jednak w relacjach między rodzicem a dzieckiem czy partnerami ta więź, żeby była prawdziwa to potrafi być bardzo mocna – nie da się jej do końca kontrolować. Kiedy „otwieramy w pełni serce” na daną osobę podejmujemy ryzyko. Ryzyko, że przedwczesna śmierć osoby, z którą byliśmy tak blisko może zmienić całe nasze życie – i to jest strach, który jest zakorzeniony w wielu sercach.
Na taką przedwczesną, nagłą śmierć najbliższej nam osoby moim zdaniem nie jesteśmy w stanie się nigdy wystarczająco przygotować.
9. NIE MA ŻYCIA BEZ ŚMIERCI
Podsumowując, chciałbym, żeby ludzie odczarowali sobie śmierć. Przestali się jej bać a bardziej patrzyli na nią jako na potencjał, tak jak potencjałem są traumy. To nie ma dołować – to ma nas pchać do przodu. Fajnie jest rozmawiać czasami o śmierci, pójść na wieczorny spacer do lasu, porozmawiać szczerze o zmarłych, a może nawet jak cyganie… zrobić sobie ucztę na grobie zmarłego? (żarcik )
Miłego święta zmarłych i ciekawych rozmów nad grobami!!